Relacja Jerzego Miłewskiego kierownika wyprawy
GDAŃSKA AKADEMICKA WYPRAWA W GÓRY WYSOKIE – PAMIR 1973 –
Szczegółowe sprawozdanie merytoryczne
Wyprawa została zorganizowana przez Zarząd Wojewódzki Socjalistycznego Związku Studentów Polskich w Gdański pod patronatem Wojewody Gdańskiego Henryka Śliwowskiego
- Założenia
 
Wyprawa została pomyślana jako szkoleniowo – sportowa dla stosunkowo licznego grona studentów – alpinistów (o przeciętnym dla środowiska studenckiego dorobku górskim) rekrutujących się z kilka regionalnych Akademickich Klubów Alpinistycznych wchodzących w skład Federacji Akademickich Klubów Alpinistycznych działającej przy Zarządzie Głównym Socjalistycznego Związku Studentów Polskich. Na ogólne cele wspinaczy wysunięto:
- Dokonanie wejścia na szczyt siedmiotysięczny przez możliwie wszystkich uczestników;
 - Nabycie doświadczenia przy organizowaniu i realizacji wyprawy o charakterze egzotycznym.
 
Punkt 1 stanowiły o znacznym powiększeniu dorobku i doświadczenia sportowego uczestników (gdyż żaden z nich, poza kierownikiem, w górach wysokich jeszcze nie był), natomiast punkt 2 byłby jakościowym postępem w stosunku do metod stosowanych prze organizowaniu obozów tatrzańskich w oparciu BPiT „Almatur”.
Założono także, że wszystkie prace i starania przy organizowaniu wyprawy będą wykonane przez samych uczestników, oraz że koszty wyprawy zostaną pokryte z funduszu uzyskanego na ten cel (tzn. bez znacznego udziału ewentualnej dotacji ze środków SZSP)
Funkcji kierownika wyprawy realizowanej w/w założeń podjąć się prezes AKA w Gdańsku Jerzy Milewski z zastrzeżeniem, że przy organizacji wyprawy będzie sprawował wyłącznie rolę konsultanta (patrz załącznik – regulamin wyprawy). Kierownikiem organizacyjnym wyprawy został Jerzy Zieliński z Gdański, a lekarzem Jacek Gronczewski z Warszawy. Ustalono, że w skład wyprawy wejdzie 14 osób, przy czym 7 z Gdańska i 7 z innych środowisk w/g następującej listy:
Jerzy Milewski – Gdańsk
Jerzy Zieliński – Gdańsk
Michał Kochańczyk – Gdańsk
Bolesław Jarosiński – Gdańsk
Krzysztof Aerts – Gdańsk
Bogusław Polanowski – Gdańsk
Jan Balicz – Gdańsk
Jacek Gronczewski – Warszawa
Jarosław Dobas – Warszawa
Stanisław Czerwiński – Warszawa
Janusz Kuliś – Wrocław
Wacław Serwa – Wrocław
Janusz Smólski – Poznań
Andrzej Bohosiewicz – Szczecin
Za główny cel bezpośredni wyprawy (zapewniający możliwość osiągnięcia obu punktów – 1 i 2 – patrz wyżej) przyjęto: dokonanie wejścia na Noszak w Hindukuszu Afgańskim, z dolina Kazi – Deh, zachodnią grzędą. Droga dojazdu – pociągiem przez ZSSR, wynajmowanym w Afganistanie samochodem i karawaną. W powyższy sposób sformułowane założenia zostały zatwierdzone przez zainteresowane Zarządy Wojewódzkie SZSP (w Gdańsku, Warszawie, Wrocławiu, Poznaniu i Szczecinie), Zarząd Główny Klubu Wysokogórskiego i Federację AKA oraz pozytywnie zaopiniowane. Patronat nad wyprawą objął tow. Henryk Śliwowski przewodniczący Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej w Gdańsku (obecnie – Wojewoda Gdański) zapewniając jednocześnie przyznanie funduszów na pokrycie znacznej części kosztów wyprawy i udzielając istotnego poparcia organizacyjnego.
- Zmiana celu bezpośredniego
 
Po uzyskaniu (w dniu 8-go lipca) telefonicznej informacji z Ambasadą PRL w Kabulu o udzieleniu zezwolenia na działalność wyprawy w Wachanie, w dniu 17 lipca wyprawa wyruszyła autobusem z Gdańska do Warszawy celem odebrania wiz afgańskich (które lada dzień miały zostać nam przyznane) i wyjazdu z kraju. Jednakże poprzedniego dnia miał miejsce zamach stanu w Afganistanie co całkowicie zmieniło sytuację. Rozmowy w Ambasadzie Afgańskiej i w Ministerstwie Spraw Zagranicznych PRL prowadziły do jednego wniosku: chwilowo należy czekać. Po 10-ciu dniach nadszedł jednak do MSZ telegram z Ambasady PRL w Kabulu zalecającej wstrzymanie wyjazdu naszej wyprawy, wobec czego ocenione, że dotarcie wyprawy pod Noszak przed nastaniem jesieni stało się niemożliwe. W tej sytuacji uznano, że jedyną możliwością uratowania wyprawy jest natychmiastowa zmiana celu bezpośredniego z Noszaka na Pik Komunizmu w Pamirze, gdyż: obie te góry są dokładniej tej samej klasy, nasze paszporty umożliwiają swobodny dojazd w Pamir, zamiany funduszu dolarowego wyprawy na rublowy (w BPiT „Almatur”) można dokonać natychmiast, dodatkowa opłata za przejazd koleją na odcinku Termez – Duszanbe jest nieistotna w stosunku do ceny naszych biletów na przejazd Warszawa – Termez, dotarcie z Warszawy pod Pik Komunizmu w ciągu ok. 10-ciu dni jest technicznie całkowicie możliwe. W rezultacie w dnia 4-go i 6-go sierpnia (w dwóch grupach) wyprawa wyruszyła pod Pik Komunizmu, a częściową kuratelę nad nami przejął bezpośrednio Zarząd Główny SZSP w Warszawie.
- Trudności organizacyjne
 
W Moskwie wyprawa zatrzymała się na ok. 2 dni (miejsca w hotelu uzyskano dzięki staraniom miejscowego przedstawiciela agencji „ Almatur”) skąd – po konsultacjach w ambasadzie PRL i po własnoręcznym załadowaniu bagażu w odpowiednie wagony bagażowe – wyprawa wyjechała koleją do Duszanbe ( zatrzymując się częściowo w Taszkiencie) dokąd wszyscy uczestnicy przybyli jednocześnie w dniu 13-go sierpnia; hotele w Taszkiencie i Duszanbe mieliśmy także zarezerwowane. Tego samego dnia kierownik wraz z zastępcą udali się do miejscowego Komitetu Centralnego Komsomołu Tadżykistanu, gdzie ( po przedstawieniu listu polecającego ZG SZSP i szczegółowym zreferowaniu sytuacji) spotkali się z niezwykle serdecznym i pełnym zrozumienia przyjęciem. KC Komsomołu obiecał udzielenie wyprawie pełnej możliwej pomocy i upoważnił dwóch swoich pracowników wyższej rangi ( kierownik Oddziału Propagandy, oraz Kierownika Oddziału Kultury Fizycznej, Sportu i Pracy Masowej) do sprawowania opieki nad nami i załatwiania potrzebnych nam spraw. Decyzja ta oznaczała przejęcie odpowiedzialności za naszą wyprawę ( w stosunku do władz administracyjnych) i sprawowanie funkcji instytucji nas przyjmującej. Na rozmowy w Komsomole poproszono także odpowiedniego funkcjonariusza miejscowego Komitetu Kultury Fizycznej i Sportu przy Radzie Ministrów Tadżyckiej SRR (w randze starszego trenera, który podlega wiceprzewodniczącemu i przewodniczącemu Komitetu), który – działając z polecenia swoich zwierzchników – zajął się załatwianiem szeregu spraw technicznych naszej wyprawy. Umożliwiono nam także kontakt ze znajdującym się w Duszanbe alpinistą starszego pokolenia Szałajewem, który także został poinformowany o naszej sytuacji i obiecał przyjacielską pomoc.
Za cel nr .1 zgłosiliśmy wejście na Pik Komunizmu od południa klasyczną drogą gruzińską koło Piku Prawdy, za alternatywę 1szą – z lodowca Fortambek przez Pamirskie Plato, oraz w wyniku rozmów z Szałajewem wyłoniła się 3-cia możłiwość : od wschodu z lodowca Biwacznyj. Za celem nr.1 przemawiały dwa aspekty: obecność w tym rejonie dużej ekipy ukraińskiej kierowanej przez Kustowskiego , oraz fakt, że nie było tam jeszcze Polaków, za celem nr.2 – łatwość i bliskość drogi wejściowej, a za wariantem 3 – sugestia, że możemy zostać zaproszeni do wspólnego pobytu z wielką 50-cio osobową ekipą czołowych alpinistów ZSRR ( zgrupowanie treningowe organizowane przez Szałajewa przed wyprawą w Himalaje) kierowaną przez Anatola Sewastianowa, która ok. 25-go sierpnia miała założyć bazę na lodowcu Biwacznyj.
W ciągu następnych kilku dni zaczęły się jednak wyłaniać kolejne trudności, które zmieniały początkowo doskonałe położenie naszej wyprawy na bardzo trudne. Były to: chwilowy brak możliwości wynajęcia helikoptera ( powódź w rejonach zamieszkanych Pamiru), tragiczne śmierć Kustowskiego i choroba jego towarzysza na pd. Ścianie Piku Komunizmu, ciągły brak połowy bagażu wyprawy ( zaginął wagon bagażowy na kolei), wyczuwalna zmiana początkowo bardzo dobrego stosunku Sewastionowa do naszej wyprawy, oraz w końcu – decyzja zakomunikowana kierownikowi wyprawy przez prezesa Tadżyckiego KKF-itu o cofnięciu dalszego poparcia dla wyprawy przez komitet bez podania jakiegokolwiek uzasadnienia. W Komsomole, dokąd natychmiast poszedł kierownik po wizycie w KKF-icie, przyjęto tą wiadomość bez zaskoczenia i potwierdzono udzielanie dalszego poparcia naszej wyprawie. Po kilku dniach dotarła do Komsomołu i do kierownika wyprawy (nieoficjalnie) wiadomość, że KKF-it otrzymał wytyczną z GKKF-itu w Moskwie o „ zawróceniu ekipy polskich alpinistów, która przejeżdżając tranzytem przez ZSRR do Afganistanu zatrzymała się w Duszanbe”.
W wyniku narad w Komsomole, sugestii (nieoficjalnych) KKF-itu oraz licznych rozmów z ZWSZSP w Gdańsku, ZGSZSP w Warszawie i Ambasady PRL w Moskwie zapadła decyzja o podjęciu przez Ambasadę próby uzyskania dla naszej wyprawy poparcia GKKF-itu w Moskwie.
Większość uczestników wyprawy wraz z całym bagażem zostało ulokowanych w Dżirgitalu pod kierownictwem Bolesława Jarosińskiego, a w Duszanbe pozostali kierownik i zastępca. W Dżirgitalu przebywała wówczas także część uczesników przygotowanego zgrupowania Sewastianowa, którzy czekali na helikopter ( powódź i akcja ratunkowa po Kustowskiego); doszło do licznych przyjacielskich rozmów i rozegrania towarzyskiego meczu piłki nożnej. W czasie ok. dwutygodniowego pobytu w Dżirgitalu uczestniczy wyprawy dokonali kilku wejść treningowych na okoliczne szczyty o wysokości dochodzącej do 5-ciu tysięcy metrów ( w Grzbiecie Piotra I).
Poza niezwykle niejednoznaczną sferą teoretycznych rozważań i obserwacji na temat zależności, kompetencji, praw i obowiązków, naszej wyprawie brakowało do rozpoczęcia akcji górskiej – praktycznie – jedynie odnowienie zgody dyrektora miejscowego oddziału „Aerofłotu” na wynajęcie helikoptera. Wszystkie inne sprawy mieliśmy załatwione w oparciu o Komsomoł : wynajęcie radiostacji dalekiego zasięgu i radiotelegrafisty, transport samochodowy, dodatkowa suma pieniędzy przesłana nam przez ZW SZSP w Gdańsku do kasy Komsomołu, interwencje w licznych urzędach w sprawie zagubionego wagonu z naszym bagażem, oraz uzyskanie jednoznacznej informacji w odpowiednim urzędzie władzy administracyjnej o pełnej swobodzie poruszania się naszej wyprawy w rejonie Piku Komunizmu ( czyli poza strefą nadgraniczną, która tego masywu nie obejmuje). Za aktualne należało także uważać zgłoszenie naszej wyprawy i jej planów kierownikowi miejscowego GOPR ( Siergiej Sogrin), który nie wyraził żadnych merytorycznych zastrzeżeń.
Nastąpiły liczne dni oczekiwania na wynik działalności naszej Ambasady, oraz prawie codziennych wizyt w Komsomole i kontaktów telefonicznych z Ambasadą kierownika wyprawy i – bezpośrednio pracowników Komsomołu . Dowiadywaliśmy się o rozmowach w radzieckim GKKFie , w Wydziale Sportu i Kultury Fizycznej KC KPZR, o interwencjach ZG SZSP w polskim GKKFi-cie i o bezpośrednich rozmowach Ambasady z polskim GKKF-item.
Jednocześnie nawiązaliśmy kontakt z miejscowymi alpinistami (kluby „Tadżykistan”, „Norak”, „Spartak”, „Chosiłot”, przwodniczący Federacji Alpinizmu „Tadżykistan” Jakow Gurjewicz, obóz alpinistyczny „Warzob”, itp.) i studiowaliśmy możliwości dotarcia pod Pik Komunizmu bez pomocy helikoptera, korzystając między innymi z map i informacji pracowników Komsomołu.
Spotkaliśmy grupę uczestników ekspedycji Kustowskiego , od których uzyskaliśmy wiele cennych informacji praktycznych o aktualnych warunkach akcji na pd. Ścianie Piku Komunizmu ( w następstwie niezwykle upalnego lata stan lodowców Garmo i Bielajewa jest bardzo zły co czyni drogę podejścia długą i bardzo męczącą, w powszechnym stosowaniu wszystkim ekspedycji są zrzuty większości ładunków z helikoptera na górne piętro lodowca Bielajewa ; na lodowcach, na żebrze Niekrasowa i pod Pikiem Prawdy zostawili sporo żywności i sprzętu, w tym liny, namioty i benzynę) . Wynikiem studiów i zbierania informacji był wniosek, że najwięcej szans na ewentualne dotarcie naszej wyprawy pod Pik Komunizmu drogą lądową dawałby wybór strony południowo-zachodniej przez Sangwarską Dolinę i lodowiec Garmo. Od wschodu nie mielibyśmy w ogóle szans, gdyż – za daleko i należałoby wkraczać do strefy nadgranicznej, a od strony Dżirgitalu na lodowiec Fortambek można podobno czasami dotrzeć, ale tylko bez ładunków na dobrych koniach.
W wyniku dokonania wszechstronnej oceny sytuacji wyprawy z udziałem Ambasady i Komsomołu w dniu 5 września zapadła decyzja o podjęciu próby dotarcia na lodowiec Garmo drogą lądową. Całość wyprawy została zgromadzona w mieście Komsonołabad, gdzie instytucją przyjmującą nas był Rejonowy Komitet KPZR ( do którego mieliśmy list polecający Komsomołu i gdzie zjawił się się także zorientowany pracownik KC Komsomołu z Duszanbe). Następnego dnia pojechaliśmy dalej ( autobusem i dwoma ciężarówkami z bagażem) do miejscowości Tawildara pilotowani przez delegowanego w tym celu działacza partyjnego z Komsomołobadu. W Tamildarze zostaliśmy przekazani pod opiekę miejscowych władz partyjno-administracyjnych (oraz dyrekcji leśnictwa i rezerwatu, które są jedynymi gospodarzami Sangworskiej Doliny) i wieczorem dojechaliśmy do wioski Mi-anadu, która okazała się być najdalszym punktem doliny osiąganym przez samochody. Stare mapy tej okolicy ( wypożyczone w Instytucie Geografi PAN w Warszawie) są całkowicie nieaktualne, gdyż Sangworska Dolina jest obecnie praktycznie niezamieszkana , a droga i miejscowości zaznaczone na tej mapie istnieją jedynie z nazwy.
Dalszą drogę zamierzaliśmy przebyć pieszo transportując bagaż przy użyciu zwierząt jucznych . Z Mi-anadu do początku lodowca Garmo jest ok. 120 km, długość lodowca Garmo wynosi ok. 25 km i długość lodowca Bielajewa – ok. 5 km,; tyle w sumie kilometrów dzieliło jeszcze nas od podnóża południowej ściany Piku Komunizmu.
- Karawana
 
Zorganizowanie karawany okazało się być poważnym problemem ze względu na prawie całkowite wyludnienie okolicy, a więc brak zwierząt jucznych. O wynajęciu koni nie było mowy i można było się starać wyłącznie o osły. Z wielkim trudem i przy zdecydowanym poparciu urzędników z Tamildary wynajęliśmy 14 osłów i dwóch miejscowych ludzi do pomocy. Właściciele osłów otrzymali trzykrotnie wyższą zapłatę niż normalna i oprócz tego zostali czasowo zwolnieni przez dyrekcję leśnictwa z pewnych obowiązkowych prac na rzecz tego przedsiębiorstwa.
Dnia 13.09. wyruszyliśmy w drogę wzdłuż Sangworskiej Doliny w górę rzeki Obichingou. Każdy z uczestników miał ciężki wór na nosiłkach zawierający cały sprzęt osobisty i poganiał swojego osła obładowanego trzema bębnami z ładunkiem ogólno wyprawowym. Sporą część żywności i sprzętu oraz radiostację i radiotelegrafistę musieliśmy pozostawić w Mianadu; radiostacja składała się ze zbyt ciężkich elementów ( nadajnik, agregat prądotwórczy, akumulatory ołowiane, 100 litrów benzyny), aby mogła być przenoszona na osłach nawet po równej drodze. Niemniej radiostacja została uruchomiona i łączność nawiązano, a w dniu wymarszu zostały nadane 3 depesze informacyjne: do Komsomołu, do Ambasady i do ZW SZSP w Gdańsku. Od tego dnia do końca trwania wyprawy łączność była nawiązywana regularnie dwa razy na dobę ( zgodnie z umową), lecz nikt nie przesłał nam żadnej informacji lub instrukcji.
Marsz z karawaną był bardzo męczący i powolny; okazało się, że zarówno osły jak i ludzie byli zbyt obładowani jak na trasę o tej skali trudności terenowych. Szlak prowadził często w poprzek stromych, bardzo wysokich i osypujących się zboczy żwirowych; spadały ładunki, osuwały się same osły, występowały konieczności formowania ścieżki dla zwierząt przy pomocy czekanów , trzeba było rozjuczać osły i przeprowadzać je luzem, budowaliśmy mosty i kładki nad potokami, udało się nam przebrnąć z całą karawaną przez rwącą rzekę Kirgizob (woda sięgała ludziom do bioder), która zlewa się z rzeką Garmo tworząc początek rzeki Obichingou. Po drodze zmienialiśmy niektóre osły ( jeden spadł ze zbocza i zabił się, inny okazał się chory, itp.), tak że pod koniec drogi mieliśmy 16-cie osłów , 2 juczne konie i trzech Tadżyków do pomocy, co umożliwiało niezbędne odciążenie ludzi i zwierząt. W dniu 21.09. wieczorem znaleźliśmy się na wyspie w miejscu lokalnego rozwidlenia rzeki Garmo, skąd droga okazała się być dla osłów nie do przebycia. Zmuszeni byli już też wracać towarzyszący wyprawie Tadżycy, wobec tego zapadła decyzja o rozwiązaniu karawany i odprawieniu w dół zwierząt i miejscowych ludzi. Karawana trwała pełne 9 dni, a – doskonale widoczny początek lodowca Garmo wydawał się być jeszcze daleko. Przez całą drogę żywiliśmy się ( i dożywialiśmy Tadżyków) wyłącznie z zapasów wyprawy, gdyż zakup jakiejkolwiek żywności w górnej części doliny (rozpoczynając od miejscowości Mi-anadu ) jest niemożliwy.
Następnego dnia rano przystąpiliśmy do budowy kładki nad bocznym korytem rzeki (celem przeprawienia ludzi i całego bagażu), oraz serdecznie pożegnaliśmy się z zaprzyjaźnionymi już wtedy z nami Tadżykami prosząc ich o wysłanie ostatnich listów do kraju i o przekazanie naszemu radiotelegrafiście tekstów depesz informacyjnych ( znowu jak poprzednio do Komsomołu, ambasady i ZW SZSP w Gdańsku; depesze te kilka dni później rzeczywiście zostały nadane i do adresatów dotarły ). Dość pośpiesznie przenieśliśmy ładunki na wysoki brzeg rzeki (zachodziła obawa, że po południu przy wysokim stanie wody wyspa zostanie zalana) i wyruszyliśmy w dalszą drogę niosąc pierwszą partię bagażu. Radość uczestników była wielka, gdy okazało się, że w odległości rzędu 1 km znaleźliśmy się nieoczekiwanie w zagajniku „ Bierezowaja roszcz” gdzie wszystkie wyprawy zakładają bazę główną . Tak więc, w dniu 22.09 założyliśmy obóz bazowy w rejonie pd. ściany Piku Komunizmu. Z całą pewnością o tej porze roku nie było tutaj jeszcze nigdy żadnej grupy alpinistów zamierzających dokonać wejść wysokościowych.
- Próba ataku na Pik Komunizmu
 
Dzień 23.09. zużyliśmy na założenie bazy, przeprowadzenie bliskiego rekonesansu i dokonanie oceny sytuacji. Wbrew oczekiwaniom nie została nam przekazana żadna wiadomośś od instytucji patronujących; wiadomośc taką można było dostarczyć nam bez większego trudu przy użyciu często latających w tym rejonie helikopterów ( Sangworska Dolina nie jest zalesiona i przez całą drogę byliśmy doskonale widoczni z powietrza), przez posłańca konnego ( karawana nasza posuwała się bardzo wolno), lub za pomocą radia (mijaliśmy dwie stacje meteo i sejsmologiczną , oraz grupę obozujących geologów).
Sytuacja wyprawy przedstawiała się następująco:
– żywności mieliśmy na około dwutygodniowy pobyt w górach plus powrót pieszo do Mi-anadu;
– do podnóża Piku Komunizmu ( czyli – do tzw. „ Gruzińskiego Łagra”) dzieliła nas odległość ok. 30 km ( poprzez obóz przejściowy zwany „ Awodara” – stary obóz przejściowy leżący nad potokiem Awodara znajduje się nieco dalej od bazy ; w wyniku obrywu moreny bocznej miejsce to jest obecnie trudno dostępne i obóz przejściowy należy zakładać na bliższym potokiem.) i bazę wysuniętą na styku lodowców Garmo i Bielajewa – „ Surkowyj Łagier”), którą można pokonać ( wg informacji uzyskanej od Ukraińców z ładunkiem w ciągu trzech dni ( idąc w górę , przy czym najtrudniejszy odcinek ( dwa dni drogi ) to tzw. „ szyjka Bielajewa”, różnica wysokości między wierzchołkiem Piku Komunizmu i „Bierezową roszczą” wynosi prawie 5 tys. Metrów.
– pora roku była dość późna i pogoda zaczynała się pogarszać ( do tej pory była idealnie bezchmurna i bezwietrzna), wg informacji uzyskanych od lokalnej stacji meteorologicznej nadejścia jesieni ( duże grady i gwałtowne wichury ) oczekiwano ok. 15-tego października ( pogoda w Pamirze jest niezwykle stabilna), czyli – za około 3 tygodnie;
– od najbliższych ludzkich osiedli dzieliła nas odległość ok. 80 km;
– jeden z uczestników wyprawy ( Krzysztof Aerts)podjął się samotnego powrotu do Mi-anadu i Duszanbe celem podjęcia próby uzyskania helikoptera na przewiezienie do Bierezowej roszczy radiostacji i pozostałej żywności wyprawy;
– samopoczucie fizyczne i psychiczne wszystkich uczestników wyprawy było doskonałe;
– w Surkowym Łagierze, Gruzińskim Łagierze, na żebrze Niebrazowa i na plato pod Pikiem Prawdy znajdowały się – być może – zapasy żywności i benzyny pozostawione przez Ukraińców (do swobodnego korzystania z którego zostaliśmy upoważnieni i zachęceni).
Została podjęta następująca decyzja:
– podejmujemy próbę ataku na Pik Komunizmu ( lub tylko na Pik Prawdy) systemem półalpejskim: wszyscy wychodzą z bazy z pełnym obciążeniem, w obozach przejściowych kolejno zostaje po kilku ludzi ( celem organizowania i zabezpieczenia powrotu) , założenie najwyższego obozu i ewentualny atak szczytowy przypadnie trójce aktualnie najsilniejszej ( przy czym grupa szturmowa nie będzie schodziła niżej – w ramach wejść i zejść aklimatyzacyjnych – niż Gruziński Łagier) ;
– Krzysztof Aerts następnego dnia schodzi w dół, zgodnie ze swoją propozycją, przy czym – dodatkowo – ma starać się wstępnie zamówić helikopter na zwiezienie bagażu wyprawy po zakończeniu akcji górskiej.
W dniu 25.09. po południu wyszliśmy z bazy w górę lodowca Garmo. Po noclegu w Awodarze poszliśmy dalej z zamiarem dotarcia na następny nocleg do Surkowego Łagieru. Szlak podejścia, prowadzący prawie wyłącznie bezpośrednio po niezwykle połamanym i nierównym lodowcu ( Garmo nie posiada prawie wcale moren bocznych) okazał się bardzo zawikłany, tak, że ok. godz. 18.30 znajdowaliśmy się jeszcze w odległości jednej godziny marszu od Surkowego łagru. W tym momencie Jerzy Zieliński przewraca się pechowo wybijając sobie rękę w barku. Interwencja lekarza Jacka Gronczewskiego likwiduje groźbę komplikacji, lecz wiadomo, że Zieliński zostaje trwale wyłączony z akcji górskiej naszej wyprawy i musi zostać odprowadzony do bazy. Nocowaliśmy na lodowcu, a następnego dnia – pierwsze załamanie pogody: śniegi mroźny wiatr, oraz bardzo słaba widoczność. Dwójka : Bogdan Polanowski i Michał Kochańczyk wyruszyła z zadaniem dotarcia ( „ na lekko”) do Surkowego Łagiera – okazało się ,że w miejscu tym ( bardzo dogodnym na bazę wysuniętą) żadnych produktów żywnościowych i benzyny nie ma . Poznany przez nas zły stan lodowca Garmo pozwalał wyobrazić sobie trudności i ryzyko w razie załamania pogody przedstawiałoby przejście szyjki lodowca Bielajewa. W tej sytuacji zapada decyzja o rezygnacji z ataku na Pik Komunizmu i powrocie wszystkich uczestników do bazy w Bierezowej Roszczy z pozostawieniem sprzętu i żywności po drodze w Awodarze.
VI Próba ataku na Pik Moskwa
Poza Pikiem Komunizmu i sąsiadującymi z nim wierzchołkami dostępnymi z basenu lodowca Bielajewa, jedynie dwa szczyty ponad 6 i półtysięczne w tym rejonie to Pik Garmo i Pik Moskwa .
Po rezygnacji z Piku Komunizmu postanowiliśmy podjąć próbę wejścia na Pik Moskwa pd.- wsch. granią od strony lodowca Gando, gdyż według Szałajewa droga ta jest łatwiejsza niż wejście na Pik Garmo(Obecnie uważam, że opinia ta wymaga weryfikacji).
Zapadła decyzja o próbie dokonania wejścia zbiorowego przez wszystkich uczestników wyprawy
( zgodnie z jednym z głównych założeń programowych) systemem alpejskim bez wstępnej aklimatyzacji ( z uwagi na brak czasu i zapasów żywności).
Krzysztof Aerts jeszcze nie wrócił, a Jerzy Zieliński miał pozostać w bazie. Droga pod Pik Moskwa z „Bierezowej roszczy” prowadzi następująco: w górę lodowca Garmo do okolic obozu Awodara, skąd w lewo ( na północ) przez Grzbiet Opte ( wierzchołki w granicach 5 tysięcy metrów) na lodowiec Dorofiejewa, trawers tego lodowca wokół szczytów Wanzetti i Sakko, a następnie w górę lodowca Gando ( w kierunku północno-wschodnim) do podnóża południowej ściany Piku Moskwa. Stąd w górę wielkim lodowym żlebem na przełęcz między Pikiem Moskwa i Pikiem Borodino i dalej południowo-wschodnią granią na wierzchołek Piku Moskwa. Całość przedsięwzięcia obliczyliśmy na 10 dni plus 2 dni rezerwy – akurat tyle na ile wystarczyło nam ( z rezerwą na powrót do Mi-anadu) żywności.
Wyruszyliśmy 30.09. po południu z zamiarem zanocowania w Awodarze. Dzień ten i następny zużyliśmy na szeroki rekonesans ( 3 dwójki) celem znalezienia dogodnego przejścia przez grzbiet Opte . Dnia 2.10. wieczorem dotarliśmy pod lodową przełączkę w głównej grani Opte. Następnego dnia – pokonanie przełączki ( zejście zjazdem), długi trawers po łuku lodowca Dorofiejewa ( bardzo dobry stan ośnieżonej powierzchni lodowca, który leży znacznie wyżej od lodowca Garmo_ i wieczorem założenie obozu koło Piku Moskwa, lecz po przeciwległej do niego stronie lodowca. Dnia 4.10. korzystając z doskonałej widoczności prowadziliśmy całodniową obserwację ogromnego żlebu lodowego, którym prowadziła nasza droga. ( różnica wzniesień – ponad 2 tys. metrów do przełęczy). Lekarz przeprowadził ostatnie badania uczestników. Już poprzedniego dnia Jarek Dobas został skłoniony przez lekarza ( i pośrednio przez kierownika ) do powrotu do bazy. Dnia 5.10. wyruszyliśmy w górę, przy czym Michał Kochańczyk pozostał ( za radą lekarza ) na miejscu. Droga prowadziła przez trudną do rozszyfrowania gmatwaninę seraków i lodowego gruzu, przy czym – z uwagi na fakt, że minął już okres letniego tajania lodowców – groźba lawin seraków i pękania mostów praktycznie nie istniała . Biwak założyliśmy mniej więcej w połowie wysokości żlebu na wysokości ok. 5 tys. metrów. Następnego dnia dotarliśmy do górnej części żlebu ( w tym miejscu wielki kocioł) tuż pod przełęczą pd.-wsch.. Grani Piku Moskwa. Dnia 7.10 próba ataku szczytowego „ na lekko” w zespołach 2-3 osobowych; Bogdan Polanowski pozostał na miejscu biwaku. Z przełęczy widać doskonale górną część lodowca Fortembek, Pik Komunizmu i Korżeniewskiej oraz Pamirskie Firnowe Plato.
Początkowo łatwa wspinaczka lodowo-skalna przeszła wkrótce w regularną skalną wspinaczkę graniową w skali tatrzańskiej IV-ki; wysokość ponad 6 tys. metrów i bardzo mroźny wiatr. O godz. 17tej zapadła decyzja kierownika( znajdującego się w pierwszym zespole trójkowym na wysokości ok. 6400 m o rezygnacji z dalszego ataku i odwrocie, wszystkie pozostałe zespoły znajdowały się niżej, a niektórzy uczestnicy już wcześniej wycofali się do obozu na przełęczy. Janusz Smólski wykonał „ sztandarowe zdjęcia fotograficzne ( z chorągiewką tadżycką, która została później wręczona w Komsomole w Duszanbe) i zaczęliśmy schodzić. W tym momencie doszła do nas dwójka Jacek Gronczewski i Stanisław Czerwiński i nasz lekarz zgłosił propozycję, aby im zezwolić przenocować na grani ( bez namiotu) celem podjęcia próby wejścia na wierzchołek następnego dnia, uzyskali zgodę i zapewnienie, że na przełęczy będzie ich oczekiwał zespół asekurujący. Następnego dnia 8.10 . wyraźne pogorszenie pogody – drobny śniegu i zwiększające się zachmurzenie. Zapadła decyzja o możliwie szybkim zejściu na dół, zabranie oczekującego pod ścianą Michała Kochańczyka i dotarciu ( w miarę możności następnego dnia) do bazy, grupy uczestników pod kierownictwem Bolesława Jarosińskiego ( drugi zastępca kierownika), natomiast na przełęczy pozostali Jerzy Milewski i Andrzej Bohosiewicz.
Jarosiński otrzymał polecenie zorganizowania , po dojściu do bazy kilkuosobowej grupy, która wyjdzie nam ( na wszelki wypadek ) naprzeciw. Około południa zeszli z grani na przełęcz Gronczewski i Czerwiński, gdyż rano widząc zbliżające się załamanie pogody – zrezygnowali z próby osiągnięcia wierzchołka. Po południu i w nocy rzeczywiście przyszła mroźna śnieżyca, lecz zespół Jarosińskiego zdołał bez przeszkód dotrzeć na lodowiec i później do bazy.
Następnego dnia 9.10. rano na przełęczy w grani Piku Moskwa opad świeżego śniegu dochodził do jednego metra, a widoczność była bardzo ograniczona. W tych warunkach, gdy konfiguracja terenu uległa całkowitej zmianie i nawet szerokie szczeliny zostały zakryte śniegiem schodzenie w dół zajęło nam więcej czasu niż wcześniejsze podchodzenie z ładunkiem.
Wracaliśmy do bazy 4 pełne dni, spotykając już w Awodarze 12.10 Janusza Kulisia I Wacława Serwę, którzy wyszli nam naprzeciw.
Tak więc, niecałkowicie udana akcja Pik Moskwa trwała pełne 12 dni, a więc dokładnie tyle ile zaplanowano łącznie z rezerwą. Oprócz Michała Kochańczyka, Jerzego Zielińskiego i Jarosława Dobasa wszyscy pozostali uczestnicy wyprawy osiągnęli wysokość 6000 m i więcej, co znacznie przewyższało ich dotychczasowe rekordy życiowe.
VII Zakończenie wyprawy
Siedmiodniowa ( 24.09 – 1.10) działalność organizacyjna Krzysztofa Aertsa w Tamildara i Duszanbe celem dowiezienia do Bierezowej roszczy pozostawionych w Mianadu ładunków wyprawy zakończyła się pomyślnie. Uzyskał zezwolenie na jeden rejs helikoptera typu Mi-4 ( udźwig 800kg) na trasie Mianadu – Bierezowaja roszcz i zaopatrzył wyprawę w dalsze zapasy żywności. Radiotelegrafista i radiostacja oraz część sprzętu wyprawy musiały znowu pozostać w Mianadu ze względu na zbyt duży ciężar. Aerts przywiózł także wiadomość usłyszaną od lotników, że jakoby w Duszanbe ktoś otrzymał jakąś depeszę dotyczącą naszej wyprawy, jednakże nasz radiotelegrafista żadnej wiadomości nie otrzymał.
W tym czasie do podejmowania decyzji ogólno-organizacyjnych upoważniony był przebywający w bazie ( kontuzja barku), zastępca kierownika Jerzy Zieliński; nie posiadał on łączności z grupą w rejonie Piku Moskwa, gdyż nasz radiotelefon nie miał tak dalekiego zasięgu. Bazując na następujących przesłankach:
– rozpoczął się rok akademicki na wyższych uczelniach i część uczestników wyprawy opowiadała się za powrotem do kraju ( po akcji na Piku Moskwa) ;
– pogoda wyraźnie pogarszała się ; w bazie leżącej na wysokości ok. 2800 m zdarzały się opady śniegu i mróz; coraz rzadziej występowała pogoda przy której mogą latać helikoptery
– Jarosław Dolas wycofał się z akcji na Pik Moskwa , wyrażał chęć natychmiastowego samotnego powrotu do kraju i miał na to zgodę kierownika wyprawy.
– kończył się okres na jaki zaangażowaliśmy radiotelegrafistę;
– depesza o której mówili Aertsowi lotnicy mogła być dla nas istotna
Zieliński podjął decyzję o częściowej likwidacji wyprawy z takim wyliczeniem, a by kierownik po powrocie z Piku Moskwa miał możliwość ewentualnego prowadzenia dalszej akcji w górach przy udziale części uczestników wyprawy. W dniu 4.10 opuścił bazę celem powrotu do kraju Jarosław Dobas otrzymawszy polecenie zlikwidowania depozytu wyprawy w Mi-anadu ( zwolnienie radiotelegrafisty, oraz wyekspediowanie radiostacji i naszego sprzętu do Duszanbe), i zamówienie na dzień 13.10 jednego rejsu helikoptera na zwiezienie większości ciężkiego sprzętu wyprawy z Bierezowej roszczy. Od początku wiadomym nam było, że helikopter na powrót z gór na pewno dostaniemy, a informacje uzyskane ostatnio przez Aertsa pogląd ten potwierdziły.
W dniu 13.10 ( czyli pierwszego dnia po zakończeniu akcji na Piku Moskwa) zapadła decyzja z zakończeniu działalności górskiej i powrocie do kraju. Głównym motywem była sytuacja organizacyjna wyprawy oraz – poza licznymi innymi względami – fakt, że tylko połowa uczestników wyrażała gotowość prowadzenia dalszych akcji górskich, a w tym – tylko czterech było zdolnych aktualnie do wejść górskich. Tego samego dnia wieczorem lekko zachorował ( z przyczyn zdaniem lekarza – nie związanych bezpośrednio z udziałem w wyprawie) Andrzej Bohosiewicz i aż do powrotu do kraju wymagał stałego nadzoru lekarza wyprawy. Następnego dnia zakończyliśmy całkowitą likwidację bazy gromadząc zapakowany sprzęt obok lądowiska helikopterów; helikopter nie przyleciał z powodu złych warunków atmosferycznych. Zapadła decyzja wymarszu z bazy większości uczestników przed przylotem helikoptera, celem zyskania na czasie.
W dniu 15.10 opuściła Bierezową roszcz 9-cio osobowa grupa zasadnicza „ na lekko”, natomiast 4-ro osobowa „ grupa chorych” ( Zieliński, Bohosiewicz, Jarosiński i lekarz Gronczewski) pozostaje w bazie czekając na helikopter. Po trzech dniach marszu ( trzymając się stale w zwartej grupie i dbając o swój wygląd zewnętrzny) w niewielkiej odległości od Mianadu zostaliśmy zatrzymani przez przysłany po nas helikopter i przewiezieni do miasta Gorm. Helikopter został zaangażowany w tym celu przez Zielińskiego po ewakuacji bazy w Bierezowej roszczy 17.10.
Jeszcze tego samego dnia 18.10 cała wyprawa została ulokowana w hotelu w Duszanbe.
W dniu 20.10. wyprawa została rozwiązana. Większość uczestników wróciła do kraju drogą lotniczą
( zniżki studenckie) via Buchara i Samarkanda. Natomiast grupa kierownicza, po złożeniu licznych, bardzo przyjemnych wizyt pożegnalnych w Duszanbe , i później w – Ambasadzie PRL w Moskwie , dotarła do Warszawy koleją w dniu 27.10.. Cały sprzęt wyprawy przesłano do kraju koleją w kontenerze.
VIII Ocena wyprawy
Zakładanego celu sportowego , którym miało być wejście na wierzchołek 7,5 –tysięczny wyprawa nie osiągnęła . Sądzi się jednak, zważywszy na bardzo trudne warunki organizacyjne i spóźnioną porę roku, że dokonane wejścia na podwierzchołkową grań Piku Moskwa jest dostatecznym ( i maksymalnie możliwym w tych warunkach) ekwiwalentem tego celu. Można również wysunąć mocno uzasadnione przypuszczenie, że zdecydowana większość uczestników byłby weszła na wierzchołek Noszaka co pierwotnie planowano. Przejście dużych odległości po lodowcach, pokonanie olbrzymiego i niezwykle potrzaskanego , dwukilometrowego żlebu lodowego wyprowadzającego na grań Piku Moskwa, oraz lodowo-skalna wspinaczka na tej grani dostarczyły uczestnikom wyprawy wielkiej ilości doświadczeń i obycia w górach wysokich.
Natomiast cel nr.2 ( patrz – str. 1) osiągnięto z ogromną nawiązką! Poczynając od starań o żywność i sprzęt ogólno-wyprawowy ( w sumie ok. 3,5 tony) oraz znaczną część ubioru i sprzętu osobistego
( „ puchy, buty, plecaki, wory, spodnie, swetry, część bielizny , itp.) poprzez liczne kłopoty organizacyjne w czasie dojazdu oraz długą i praktycznie samodzielnie prowadzoną karawanę w trudnym i bezludnym terenie – wszystko to było z jednej strony całkowicie nowe dla uczestników wyprawy, a z drugiej strony znacznie przekraczało zakres czynności i działań przy organizowaniu licznych obecnie wypraw średniej klasy ( np.: 10 osobowe wyprawy w Hindukusz).
Na podkreślenie zasługuje bardzo dobra atmosfera panująca wśród uczestników wyprawy, oraz ich zdyscyplinowanie. Zdecydowanie wyróżniał się Jacek Gronczewski: jako lekarz wyprawy, jako alpinista, oraz jako kolega i towarzysz . Podczas akcji górskiej wyróżniał się także młody Janusz Kulis z Wrocławia, natomiast w rozwiązywaniu licznych i złożonych spraw organizacyjnych okazał się bardzo sprawny i aktywny Jerzy Zieliński. Można także wspomnieć o dość trudnej sytuacji kierownika wyprawy w czasie akcji górskiej, którą (programowo) przeprowadzał wszystkie rekonesanse i znajdował się na czele ataku na Pik Moskwa, ze względu na brak wystarczająco doświadczonych alpinistów w składzie wyprawy.
Załączniki: Kierownik wyprawy
– regulamin wyprawy Jerzy Milewski
– mapka rejonu działania
Otrzymują: Wojewoda Gdański Gdańsk. 8.03.1974
– ZW SZSP w Gdańsku
– ZG SZSP w Warszawie
– PZA w Warszawie