Michał Kochańczyk na szlaku przygody

email
zaawansowane wyszukiwanie

Grażyna Antoniewicz - Dziennik Bałtycki - lipiec 2007

Wywiad przeprowadzony w lipcu 2007 roku przez Grażynę Antoniewicz z Dziennika Bałtyckiego, w którym to wywiadzie jako "Ambasador Gdańska" przedstawiam sposób goszczenia znajomych, odwiedzających mnie często w Gdańsku. Do tej pory nie wiem kiedy, gdzie czy w ogóle ten wywiad się ukazał. (pisane w listopadzie 2008 r.) Ale być może, ten wywiad, wysłany w formie elektronicznej do wielu decydentów, sprawił, że wiosną 2008 roku wieża widokowa na Pachołku w Oliwskich Lasach została ładnie wyremontowna i czubki otaczających drzew zostały przycięte. Wieża znów spełnia widokową funkcję.

Michał Kochańczyk, alpinista, podróżnik polarnik, afrykanista, autor filmów podróżniczych, wykładowca akademicki, prezes Klubu Wysokogórskiego "Trójmiasto" w Gdańsku. Kierownik i uczestnik kilkudziesięciu wypraw w góry całego świata (Himalaje, Pamir, Alaska, Andy, Patagonia, Spitsbergen, góry Afryki), przemierzył liczne pustynie (w tym, Saharę, Pustynię Namib, Atacamę), wilgotne lasy równikowe, kopał złoto w Amazonii i odkrywał ruiny preinkaskie w dorzeczu Ucayali; zbierał pieprz i herbatę w Indiach, kawę w Kamerunie. Kiedy nie spływa rzeką Zambezi chętnie gości ze świata u siebie w Gdańsku.

- Kiedy przyjeżdżają do mnie ludzie spotkani na szlaku (z całego świata) staram się pokazać im moje miasto w sposób ciekawy i niekonwencjonalny. Na początku zabieram ich na Wzgórze Pachołek górujące nad Oliwą i pokazuję im uroki nie tylko naszych oliwskich lasów, ale widok na całe miasto i Zatokę Gdańską. Za każdym razem podkreślam, że słynny geograf, twórca nowożytnej geografii Aleksander Humboldt napisał, że są trzy najpiękniejsze zatoki na świecie: Zatoka Rio de Janeiro, Zatoka Neapolitańska i Zatoka Gdańska. Niestety, od kilku lat wieża jest w remoncie, władze miasta jakoś nie garną się do jej renowacji wieży.

Przypominam moim gościom, że w minionych wiekach prawie wszyscy przyjezdni zwracali uwagę na niezwykłe położenie Gdańska. Na przykład w 1807 roku, C. Saint-Aubin, francuski uczestnik oblężenia Gdańska, złożył następującą relację:"Gdańsk był miastem wielkim i bogatym, ale w aspekcie ogólnym trudnym [do oblężenia] ponieważ ulice są wąskie, domy zaś były masywne, w dawnym stylu gotyckim. Lecz o ile wewnątrz było ono nieprzyjemne, o tyle okolice na zewnątrz były piękne i romantyczne. Mało jest miast w Europie otoczonych równie pięknym i urozmaiconym krajobrazem".

Także zimą wybieram się z nimi na narty biegowe. Przemierzamy wzgórza krawędziowe Wysoczyzny Gdańskiej. Mało które miasto na świecie może się poszczycić tak wspaniałym kompleksem leśnym leżącym w pobliżu wielkiej aglomeracji.

Jeśli czas pozwala zabieram ich na kajaki. Płyniemy Motławą, Opływami Motławy, Martwą Wisłą. Gdańsk ze strony wody wygląda zupełnie inaczej. Z jednej strony wstydzę się za władze miasta, gdy widzę jak straszy kikut Wyspy Spichrzów. Ale z drugiej strony imponująco wygląda Długie Pobrzeże, bastiony obronne, czy Kamienna Grodza - czyli śluza, unikatowy XVII wieczny zabytek hydrotechniczny na skalę europejską, zbudowaną w latach 1619-24 według projektu Holendrów Willema J.Benningena i Adriana Olbrantsena. Śluza składała się z zapory, której przepust można było zamykać lub otwierać oraz dwu długich na 100 m kamiennych grodzy, między którymi płyną wody Motławy ku przepustowi a dalej w głąb miasta. Niegdyś budowlę zamykały dwie pary wrót, z których do dziś przetrwała jedna, zewnętrzna para, od strony miasta. Odległość między wrotami wewnętrznymi wynosiła około 20 metrów, toteż mogły tu wpływać również większe żaglowce, przed którymi unosiło się nad śluzą przesło mostu zwodzonego. Na grodzach stoją wieżyczki, zwane "dziewicami", uniemożliwiające dojście po wierzchu wałów kamiennych do zapory. Urządzenia śluzy pozwalały regulować poziom wody na Motławie i w fosach otaczających miasto. Zamknięcie śluzy powodowało zalanie sąsiednich obszarów żuławskich, co w czasie oblężenia uniemożliwiało napastnikom atakowania miasta od strony Żuław.

Staram się również zabrać moich gości na Biskupią Górkę, żeby spojrzeli na stary Gdańsk z góry. Jeśli goście przyjeżdżają do mnie zimą, miasto jest otulone pierzyną śniegu spacerujemy ulicą Mariacką i Długim Pobrzeżem. Sceneria jest niepowtarzalna, szczególnie w śnieżycy.

Mam w domu kilka rowerów. O świcie, kiedy nie ma zbyt wielkiego ruch, przejeżdżam z nimi promenadą rowerową nad brzegiem morza - od Brzeźna aż do Sopotu.

Miejscem, gdzie mogę spotkać niezwykłych ludzi jest wnętrze zabytkowego, siedemnastowiecznego spichlerza zbożowego "Steffen" na Wyspie Spichrzów. Podczas wojen napoleońskich spichlerz ten służył jako szpital polowy. W 1945 roku nastąpiła zagłada Wyspy Spichrzów, z ponad trzystu spichlerzy ocalało zaledwie kilka, w tym "Steffen". Od 1995 roku w spichlerzu mieści się Klub "Zejman" , prowadzony przez Bałtyckie Bractwo Żeglarzy, stając się z czasem akademią podróży i przygody. Jest to miejsce odwiedzane przez niezwykłych ludzi i ich przyjaciół. Do spichlerza na opowieści ze świata przybywają słynni kapitanowie, żeglarze, podróżnicy, himalaiści, grotołazi, płetwonurkowie, piloci. Wyposażenie wnętrza spichlerza robi na wszystkich moich znajomych wielkie wrażenie; nie ma w Polsce drugiej żeglarskiej tawerny tak bogato i ciekawie wyposażonej w morskie eksponaty.

Jeżeli chcę z moimi przyjaciółmi spotkać się w dobrym gronie i posłuchać muzyki wybieram "Wielki błękit" - przy molo w Brzeźnie.

Zabieram również swoich gości do "Retro Kamera", pracowni Marka Mazura, mojego przyjaciela. Marek jest jedynym na świecie twórcą (na tak wysokim poziomie technicznym) miniaturowych aparatów fotograficznych, z których każdy jest prawdziwym dziełem sztuki i techniki. Są wymyślone, zaprojektowane, zrobione przez Marka od początku do końca, przemyślane konstrukcyjnie, z zastosowaną w nich wielką wiedzą techniczną i wyobraźnią. Te kamery fotograficzne rzucają na kolana nie tylko swoją filigranowością, mieszczą się bowiem nie tylko w wiecznym piórze, lasce, nożu, fajce, spince, ręcznym zegarku a nawet w pierścionku, fascynują przede wszystkim wielkim kunsztem artystycznym. Są to prawdziwe arcydzieła, finezyjnie wykończone, z gustownymi, nie przegadanymi ozdobami, prawdziwe cacuszka w pięknych etui, też zrobionymi przez Marka. Nie muszę dodawać, że te aparaty naprawdę fotografują. W każdym komplecie umieszczone są lilipucie pojemniki na zapasowy film i inne akcesoria.

Pytanie gdzie można dobrze zjeść jest trudne. Szczerze mówiąc moi goście - podróżnicy ze świata nie mają pękatych portfeli. Stołujemy się więc zwykle w barach mlecznych. Ale jeśli chcemy naprawdę, dobrze zjeść? Jest takie miejsce. Kiedy wróciłem po przepłynięciu drewnianą tratwą Bałtyku zabrałem przyjaciół do dobrej restauracji Rucola w Gdańsku przy ul. Abrahama w Oliwie. Smaczne jedzenie, jest stosunkowo tanio, miła obsługa i fajny klimat. Smaczny jest makaron z czosnkiem i parmezanem. Specjalnością jest sałata, przygotowana z kilku rodzajów zieleniny, podana z prażonym sezamem i kawałkami sera brie, obficie podlana znakomitym aceto balsamico. Rzecz niezwykle prosta, ale smaczna i efektowna. Co ważne, można też usiąść pod lipą na świeżym powietrzu.

Grażyna Antoniewicz