Michał Kochańczyk na szlaku przygody

email
zaawansowane wyszukiwanie

Dacan - Beata Jankowska

Tekst napisany przez Beatę Jankowską po naszej wspólnej wyprawie syberyjskiej, kiedy to w sierpniu 2001 roku w pobliżu Ułan Ude zwiedziliśmy Iwołgińskij Dacan, klasztor buddyjski, jednocześnie centrum buddyzmu w Rosji.

Buddyzm powstał na przełomie VI i V w p.n.e. w północnych Indiach.

Budda (właściwie buddha) pochodzi z sanskrytu i oznacza "przebudzony" (Lucyno - jest to participium praeteriti passivi od pierwiastka budh - budzić się). Przebudzeniem Siddharthy Gautamy, zwanego tez Siakjamunim (takie nazwy możecie spotkać w opracowaniach, są to imiona Buddy) nazywa się moment, w którym doznał oświecenia. Po 7 latach medytacji (przejście specjalnych stadiów, w których osiąga się specyficzne stany np. stan, w którym nie ma ani świadomości ani nieświadomości), specjalnych praktyk kontrolowania umysłu (totalne skupienie na jednym obiekcie, do tego stopnia, ze medytujący utożsamia się z tym obiektem, coś, co Europejczykom niemal nie mieści się w głowie, gdyż skupiamy się na świecie zewnętrznym, nie wewnętrznym)), oraz bardzo surowej ascezie, Siddhartha znalazł się w specyficznym stanie. Jak głoszą księgi, przede wszystkim osiągnął całkowity stan oderwania się od wszelkich pragnień - buddyści nazywają to "powściągnięciem zmysłów", poza tym totalny luz jeśli chodzi o uczucia - wolny od namiętności, sądów co dobre co złe, nic nie jest w stanie poruszyć jego umysłu, brak odczuć co wesołe, co smutne, co przerażające itd. W końcu, po analizie swych poprzednich wcieleń oraz swej filozofii dotyczącej cierpienia na świecie, jego przyczyn i skutków, Siddhartha doznał oświecenia - olśniło go co jest przyczyna cierpienia i jaka jest droga do uwolnienia się. W buddyzmie nazywa się to "uzyskaniem trzeciej wiedzy" - takim istotom w ikonografii dodaje się trzecie oko - jeśli zauważyliście, to w dacanie tez taka postać była!

Od momentu doznania oświecenia Siddhartha Gautama został Buddą. Ponieważ oświeciło go pod drzewem bodhi (święte także dla hindusów), w każdym szanującym się klasztorze powinna być zasadzona gałązka od tego właśnie drzewa. Na ulotce z dacanu jest takie małe zdjęcie, gdzie w doniczce rośnie sobie małe drzewko. To je ono.

Długo Budda wahał się czy podjąć się głoszenia swej nauki, ale poczucie obowiązku zwyciężyło. W parku o nazwie Mrygadara - "Park Jeleni" w miejscowości Sarnath Budda wygłosił pierwszy raz swa naukę. Ten moment nazywa się fachowo "puszczeniem w ruch koła dharmy" (dharmaczakraprawartana).

Jeśli pamiętacie (a na pewno zostało to uwiecznione na zdjęciach) nad wejściem do świątyni w dacanie błyszczało w słońcu złote koło a po boku dwa jelenie czy też gazele. Koło symbolizuje właśnie owo puszczenie w ruch koła dharmy, czyli nauki Buddy, a dwa jelenie symbolizują miejsce, w którym popłynęły jego pierwsze słowa . Tak przynajmniej sądzę, chociaż nie widziałam jeszcze takiego połączenia (ale ja mało widziałam, co Ty na to Michale?)

Na przełomie ery nastąpił rozłam wśród duchowieństwa buddyjskiego.Bardziej tradycyjny odłam zwany hinajana - "mały wóz" charakteryzował się tym, że uznawano, iż tylko poszczególne osoby, w dodatku mnisi, będąc skupionym tylko na swoim dążeniu i żyjąc w izolacji od świata zewn. mogą osiągnąć oświecenie, uwolnić się z kręgu wcieleń, unicestwić w tzw. nirwanie (dosł. oznacza: "rozwianie się"). Drugi odłam zwany mahajana - "wielki wóz" dopuszczał, ze każdy z wyznawców może stać się potencjalnym buddą. Może być więc nieskończenie wiele buddów, stworzono także postać bodhisattwy (dosł. "mający prawdziwy umysł" - umysł pełen prawdy w sensie poznania nauki Buddy). Zarówno buddowie jak i bodhisattwowie stali się jakby odpowiednikami rożnych bóstw. Historycznego Buddę pozbawiono cech ludzkich, przedstawiano go jako postać nadprzyrodzoną (zaczęto oddawać cześć boską jego wizerunkom), w dodatku inne postacie zaczęły go przyćmiewać (stąd w dacanie obok posągu Buddy znajdowało się tak wiele podobnych mu wizerunków, ale o tym za chwile).

Ok. I w naszej ery z mahajany wyodrębniła się mantrajana - "wóz mantry". Głównym założeniem było to, że trudną i długą drogę do doskonałości można zastąpić odmawianiem mantr (także mechanicznym). Mantra stanowi rodzaj formuły magicznej, toteż do obrzędu przedostało się sporo magii. I właśnie z takiego podłoża wyłonił się wadżrajana - "diamentowy wóz", później zwany lamaizmem czy też buddyzmem tybetańskim. Taki odłam przeniknął w VII wieku do Tybetu, stamtąd w XVI wieku do Mongolii, a dopiero w XVIII wieku dotarł do Buriacji.

Stoimy u wrót najważniejszego chramu (świątyni) w dacanie - zwanego Sogszin-dugan (mam ulotkę, to jestem mądra...). Świątynia zudowana jest w stylu chińskiej pagody (dla ciekawości podaję, że nazwa ta pochodzi z języka syngaleskiego [Śri Lanka] dagoba , wszystko się kręci wokół Indii...) i tak naprawdę jest zmodyfikowaną formą stupy. Kwadratowa podstawa, powywijane w górę końcówki dachów to pierścienie na iglicy stupy. Na dachu, na samej górze widzę także charakterystyczną iglicę stupy. Nad drzwiami wejściowymi złote koło dharmy i dwie gazele. O tym już wspominałam: koło symbolizuje naukę Buddy (czyli całą naukę, filozofię buddyzmu), jelonki czy gazele przypominają o samym wydarzeniu, kiedy Budda zaczął głosić swą mądrość w Parku Jelenim. Oprócz mędrców zaszczytu dostąpiły także i zwierzęta, w które wcieliły się dusze grzeszników. Teraz także i oni będą mogli w kolejnym wcieleniu podążać ścieżką buddyzmu.

Wnętrze świątyni mieni się charakterystycznymi dla buddyzmu kolorami: czerwień, żółty, zielony, niebieski (takie kolory ma świat i jego strony).

Centralną postacią ołtarza jest ogromny złoty Budda (posągi mają być tak duże jak sięga wyobraźnia wyznawcy) - wg ulotki jest to sam Budda Śakjamuni. Śakjamuni to milczący asceta z klanu Śakjów, czyli historyczny Siddhartha Gautama. Mam nadzieję, że na zdjęciach będzie go dobrze widać. Siedzi on na kwiecie lotosu, w pozycji lotosu, prawą dłonią dotyka ziemi - jest to gest opieki nad ziemią.

Dookoła Buddy umieszczono dużo innych buddów , bodhisattwów i poprzednie wcielenia samego Buddy. Wszyscy przedstawieni w tym samym kanonie, w tej samej pozycji, nie pamiętam ich gestów, jeśli będą widoczne na slajdach, to super, ale wątpię. Różnili się kolorami. Jak mówiłam w świątyni, kolory odnoszą się do stron świata. Każda strona ma swych strażników i buddów wraz z małżonkami. Północ - zielony , południe - żółty, wschód - niebiesko-czarny, zachód - czerwony.

W prawym rogu siedziała zielona Tara - najpopularniejsza bogini (!) buddyzmu tybetańskiego. Jest ona bóstwem opiekuńczym, symbolizuje mądrość pozwalającą przezwyciężyć zazdrość (zieleń = zazdrość), dzięki czemu ułatwia wiernym drogę do poznania (tara pochodzi od tr - "przechodzić, przekraczać").

Co jeszcze rzucało się w oczy... Bębny. Przejęte z tybetańskiego bonu.

Dźwiękom zawsze przypisuje się tzw. "kosmiczną wibrację". Jeśli już mamy się grzebać w symbolice, to bębny kojarzy się z dwoistością (u nas awers i rewers).

Stąd na nich taoistyczny znak jin-jang. (Chiny, tam z kolei buddyzm szerzył się wśród zwolenników tao, toteż wchłonął niektóre założenia tejże filozofii).

Jin i jang symbolizuje dwie przeciwne siły tworzące jedność. Jin jest siłą ciemną - negatywną, żeńską, mrokiem, niszczeniem, jang - siłą jasną, pozytywną, męską, dniem, światłem... Każda z tych mocy zawiera dokładne przeciwieństwo drugiej (w tym samym natężeniu i tych samych proporcjach). Symbolizują to małe punkty...

Jesteśmy pod dacanem. Wzdłuż płotu wiszą chorągiewki modlitewne zwane hiimorin - wg polskiego przewodnika o Bajkale, str. 68: hii - wiatr, morin - koń. I dalej cytuję: "Na niej umieszczony jest rysunek konia, mandali, bóstw lamajskich i fragmenty ze świętych ksiąg, a na doszytych z boku językach zapisanesą mantry trzech bóstw lamajskich: Arjabały, Mandżuszry i Oszorbaany. Powiewający na wietrze hiimorin jest niesiony przez symbolicznego konia tak, jak mantry trzech bóstw niosą istotę nauki Buddy".

Koniec cytatu. Motyw chorągiewek powiewających na wietrze jest charakterystyczny dla buddyzmu tybetańskiego, jednak na pewno ma silny związek z hinduskim przekonaniem o roli żywiołów w obrzędach. Wg prastarej myśli indyjskiej wiatr, ogień, powietrze są pośrednikami między światem ludzi a bogów. To one niosą modlitwy ku górze, to właśnie do ognia wlewało się ofiary, by dym uniósł je ku bogom... Buddyści wierzą, że wiatr niesie ich modlitwy do wyższych sfer świata. A jeśli pamiętacie wzmiankę o mantrajanie (będącej jakby podłożem lamaizmu), to wszystko zaczyna się układać. Wiara, że mantra może zastąpić uciążliwości związane z uprawianiem ascezy, medytacje... Każdy powiew wiatru niósł nieustannie modlitwy, każdy obrót kołowrotu czynił to samo.

Wchodzimy do dacanu i pani kieruje nas w lewą stronę. Dacan jako miejsce święte należy obchodzić w kierunku dobrowróżbnym (pradakszina), czyli zgodnym z ruchem słońca (z lewej ku prawej). Zapewnia się wówczas pomyślność, pomieszanie kierunków może sprowadzić nieszczęście. To samo obowiązuje w świątyni (dlatego Zosiu lama Cię cofnął), w tymże samym kierunku obchodzi się stupy i kręci młynki modlitewne.

Pierwsze co spotykamy (po skarbonce na rzecz dacanu) to wielkie młyny modlitewne. Na nich - mantry. Wyraz mantra tłumaczy się jako świętą formułę, zaklęcie, modlitwę (pochodzi od sanskryckiego man - myśleć). Ma szczególną moc, twierdzi się, że zawiera samą esencję boskości. Może to być tylko pojedyncza sylaba lub całe (ale nie za długie) zdanie, często trudne do przetłumaczenia. Używa się jej podczas medytacji, ponieważ żeby była skuteczną, powinna być wypowiadana w skupieniu, trzeba się na niej skoncentrować, często do tego dochodzą odpowiednie gesty lub modulacja głosu... Dużo można by tu pisać, ale nie o to chodzi. Najsłynniejsza mantra, która także królowała w dacanie to : OM MANI PADME HUM. Wiem, teraz trzeba to przetłumaczyć... Jest to mantra sanskrycka. Dosłownie oznacza to: "om, klejnot w lotosie". Interpretuje się to na sto różnych sposobów, a już nie daj Boże jak wezmą się za to naukowcy... Om i hum są świętymi sylabami pozbawionymi znaczenia, tzn. wyrazy te nic nie znaczą, jednak przypisuje im się bogatą symbolikę. Mani padme - czyli "klejnot w lotosie" oznacza coś szczególnego wyniesionego na wyżyny. Klejnot - wiadomo: coś drogocennego, światło, także skupiona energia (idąc dalej, symbolizuje także kroplę męskiego nasienia, bez której nie powstałby świat...). Lotos natomiast jest rośliną (Maryla!!!) wyrastającą z wody, ciemnej i pełnej nieczystości, szlamu... by na jej powierzchni rozwinąć wspaniały bodajże żółty kwiat. Symbolika: wynurzanie się z ciemności, niewiedzy. Z lotosem utożsamia się cały świat (mitologia indyjska często wspomina, że ziemia początkowo pogrążona była w wodach) i znów idąc dalej - rozkładające się płatki lotosu kojarzone są z kobiecym narządem rodnym. Na kwiecie lotosu przedstawia się buddów i bodhisattwów. Teraz musicie sami wyczuć o co chodzi, bo jak to w filozofii Wschodu bywa, więcej się czuje niż wyraża słowami (tego, co święte nie wyraża się słowami...)

Wróćmy do młynów. Zapis OM MANI PADME HUM był w trzech alfabetach (i trzech językach). Ciekawe czy będzie to widać na zdjęciach? Na samej górze napisy w sanskrycie. Niższy rząd to alfabet tybetański (wzorowany zresztą na literach sanskryckich), a na samym dole jakby pismo arabskie lecz w pionie to staromongolski (Michale! Upieram się przy staromongolskim, tym bardziej, że zaczęłam szperać po słownikach i encyklopediach, wychodzi na to, że jest to pismo ujgurskie (wywodzące się z aramejskiego), które Mongołowie przejęli w XIII wieku. Notowano w nim teksty w j. staromongolskim, język bardziej literacki, różniący się ponoć nieco od mówionego), natomiast alfabet tybetański - właśnie ten z VIIw. wzorowany na sanskryckim, nie miał żadnego poprzednika. Owszem, mój nauczyciel tybetańskiego (lama z Nepalu) znał go i pisał w nim, ale zawsze był to ukłon w stronę Mongołów, którzy chodzili z nami na zajęcia).

Młyny ustawione były dookoła całego dacanu. Można więc było obejść wszystkie młyny i wymodlić się za wsze czasy (jak to uczynił np. Rafi). Bardzo często się spotyka buddyjskie świątynie, które można obejść dookoła kręcąc setkami młynków. Każdy obrót niesie modlitwę z mantrą do Buddy.Na terenie dacanu były także suburgany, czyli stupy w sanskrycie a czorteny po tybetańsku. Stupa jest bardzo bardzo staroindyjską formą kurchanów, w których chowano szczątki zmarłych. Buddyzm przejął tę postać, jako że w takich kurchanach pochowano prochy Buddy. Nie pamiętam już ile było tych stup. W końcu namnożyło ich się mnóstwo. Początkowo każda stupa MUSIAŁA zawierać szczątek Buddy lub też jakąś jego relikwię (np. skrawek szaty, kosmyk włosów itp.) Dlatego stupy są tak czczone (często stoją w świątyniach obok posągu Buddy) i trzeba oczywiście obchodzić je z lewej strony. Zanudzać Was symboliką? Dla chętnych w największym skrócie: kwadratowa podstawa - to ziemia, półokrągła kopuła - woda, stożkowata iglica - ogień (słup ognia, także oś świata łącząca niebo z ziemią), mały parasol na iglicy - powietrze (także symbol władzy lub opieki Buddy), zwieńczeniem jest kropla życiodajnego nasienia.

Chwilowo to wszystko, co mi utkwiło w pamięci z wnętrza dacanu, a co może być utrwalone na zdjęciach. Bardzo chętnie jeszcze raz spojrzę na dacan. O czym nie wspomniałam - proszę pytać.

Pamiętajcie tylko, że wizerunki buddów są podobne do siebie i trudne do rozróżnienia, nie dlatego, że ważne jest KOGO przedstawiają, lecz JAKĄ MYŚL wyrażają. Symbolika nie ma ułatwić rozpoznania osoby lecz skupić myśl i medytację na konkretnej idei (a wszystko jest objaśnione w tekstach doktryny). Taką samą wymowę ma recytacja, muzyka, sztuka. Jeśli wierny ma przed sobą postać jakiegoś boddhisattwy, to nie do niego ma się modlić, lecz rozmyślać o jego stanie (boddhisattwa to przebudzony, który zrezygnował na razie z nirwany, by pomóc ludziom w znalezieniu drogi zbawienia) dobroci i współczuciu.

Nie poruszam tematu mandali, pioruna, książek itd..., gdyż nie będą widoczne na zdjęciach a i zanudzać Was nie chcę...

Beata Jankowska