Michał Kochańczyk na szlaku przygody

email
zaawansowane wyszukiwanie

Joanna Jank - Dziennik Akademicki - 20 marca 2006 roku

Wywiad przeprowadzony wiosną 2006 roku przez Joannę Jank, studentkę Uniwersytetu Gdańskiego. Wywiad umieszczono w Dzienniku Akademickim, w dodatku do Dziennika Bałtyckiego, w dniu 20 marca 2006 roku.

 Joanna Jank - autorka wywiadu.
Joanna życzyła sobie (w listopadzie 2008 roku),
by opis Jej osoby brzmiał następująco:
Ostatnimi czasy nabieram coraz częściej
przekonania, iż jestem małym lokalnym
podróżnikiem-ślimakiem - przy czym drugi
człon tego zestawienia absolutnie nie
odnosi się do tempa przemieszczania się,
a raczej do faktu jakże częstego transportowania
na mych ramionach niemalże całego dobytku.
To, że daję radę go jeszcze unieść, może oznaczać,
iż nie jest on tak wielki:-), ale tu chodzi
przede wszystkim o doskonałe efekty rewelacyjnej
polityki mieszkaniowej w naszym kraju...
Mimo to nie tracę optymizmu i staram się
nim oraz lekką domieszką (auto-)ironii
zarażać innych
fot. Krystian Borkowicz

Można dotrzeć do najdalszych krańców Ziemi, jeśli się bardzo chce - twierdzi Michał Kochańczyk.

Aromat herbaty - i to szczególnej z racji swego pochodzenia - towarzyszył tym razem rozmowie z Michałem Kochańczykiem, znanym gdańskim podróżnikiem, alpinistą, prezesem gdańskiego Klubu Wysokogórskiego , prowadzącym wykłady na AWFiS w Gdańsku i AM w Gdyni, który wrócił właśnie z wyprawy w góry Ruwenzori w Ugandzie, na granicy Konga i Rwandy. Stamtąd przywiózł swoim zwyczajem masę przeźroczy , ogrom wrażeń i ową herbatę - która w magiczny sposób przenosi w ten daleki afrykański zakątek.

- Jak wyglądała ostatnia z Pańskich wypraw? Jaki był jej przebieg?

- Na początku weszliśmy na najwyższy z wulkanów w górach Wirunga - na szczyt Mahavura (4127m). Po pięciodniowej przeprawie przez dżunglę, zarośla bambusowe, rozległe głębokie bagna, znaleźliśmy się w świecie lodowców, a 30 stycznia weszliśmy na najwyższy szczyt Ruwenzori - Margheritę (5109 m). Następnie dopłynęliśmy Nilem Wiktorii do imponujących Wodospadów Murchissona. Natomiast to, co mnie zachwyciło, zabrzmi może prosto, ale nie ma drugich takich gór na świecie. Nie chodzi już o tę całą egzotykę w postaci mieszkających niedaleko Pigmejów czy żyjących w bliskim sąsiedztwie goryli, ale o przyrodę. Przechodzi się mianowicie przez piętro wilgotnego lasu równikowego, gęste zarośla bambusowe, wysokie wrzośce, następnie wysokogórską - niezwykłe gigantyczne lobelie i senecje, charakterystyczne tylko dla tych gór Afryki. Po tym następuje świat lodowców, wielkich turni lodowych, takich jak na Spitsbergenie i prawie jak w Himalajach. Byłem już prawie we wszystkich górach świata i mam o nich już pewne pojęcie, ale nie sądziłem, że spotka mnie coś takiego.

- A jak wysokie wymagania należało spełnić, jakie trudności trzeba było pokonać?

- Wyprawa była skomplikowanym przedsięwzięciem, trudnym orientacyjnie, z czym poradziłem sobie dzięki wynajętemu przewodnikowi, a poza tym niełatwym technicznie. W górach należało dysponować umiejętnością wspinania się po stromym lodzie i pokonywania skalnych trudności. Poza tym obszar, po którym się poruszaliśmy należy do parku narodowego, a za możliwość wędrowania po nim należy zapłacić. Samo pozwolenie na ośmiodniową eksplorację kosztowało 690 dolarów na osobę, ,a każdy kolejny trzeba byłoby zapłacić odpowiednio 80$ Oczywiście można by było spędzić tam 2 miesiące, tylko trzeba mieć na to pieniadze.

- Czym kieruje się Pan zazwyczaj przy wyborze kolejnego miejsca jako celu swej wyprawy? Czy w alpinizmie istnieje rywalizacja?

- Na pewno środowisko alpinistów jest w pewnym sensie konkurencyjne, a ja mam już nieco osiągnięć, więc mam pewien dystans do tego zjawiska. Wybieram zazwyczaj takie miejsca, które są też ciekawe pod względem etnicznym czy kulturowym, nie tylko trudne technicznie. Może kryje się za tym ich magia, emocje, wywołane przez książki przeczytane w dzieciństwie. Najważniejsze jest jednak to, z kim się jedzie, bo ja zawsze powtarzam, że lepiej jest pojechać na kilka dni z ciekawymi ludźmi na Kaszuby czy w Pieniny, niż z nieodpowiednimi na Mount Everest.

- A jakiej rady udzieliłby Pan młodemu człowiekowi, który stawia dopiero swoje pierwsze kroki wspinaczkowe?

- Można wszystko zrealizować, można dotrzeć do najdalszych krańców Ziemi, jeśli się bardzo chce. Ja sam jestem tego najlepszym przykładem.

-Tak jest właściwie w każdej dziedzinie życia.

- Owszem, choć trzeba mieć do tego predyspozycje. Medal olimpijski nie jest dla każdego chętnego, ale w wielu takich poczynaniach bardo istotna jest sama chęć, determinacja.

- Nawiązując do nagród - posiada Pan w swym dorobku srebrny i brązowy medal za wybitne osiągnięcia sportowe, ale także dyplom za...uratowanie kota. Uchylmy więc nieco rąbka tajemnicy...

- Wielokrotnie zdarzało mi się ściągać koty z wysokich obiektów, jako że są one takimi stworzeniami, które z łatwością wdrapią się np. na drzewa, ale nie potrafią z nich później zejść. Nie raz dostawałem telefony " panie Michale, ten kot na drzewie miauczy już szósty dzień..." Zdarzyło się więc razu pewnego, że kot w istocie nie mógł sobie poradzić z wysokością. Na pomoc przyszła mu pewna energiczna pani. Wezwała straż pożarną, co okazało się mało skuteczne, jako że wóz strażacki nie mógł dostać się w ów gęsty las. Próbowano zmyć kota wodą z hydrantu, ale to również się nie powiodło. Przyjechało więc pogotowie energetyczne - nie dali rady wejść po sośnie. Helikopter również nie był dobrym rozwiązaniem. Sprawą zainteresowało się lokalne radio i postanowiło zbierać propozycje od słuchaczy. Obok pomysłu przywiezienia kotki będącej akurat w okresie rui, zaistniała też myśl poproszenia o pomoc alpinisty. Ta ostatnia propozycja okazała się skuteczna. Taka akcja ratunkowa to jednak nie był pojedynczy przypadek. Kiedyś ratowaliśmy kota z kry lodowej pod Mostem Siennickim lub też znowu ściągaliśmy roztrzęsionego do granic wytrzymałości desperata z osiki, której się dzielnie próbował trzymać.

- Ot, miłośnik flory i fauny z sercem na dłoni. Oprócz serca często jednak trzyma w niej Pan aparat fotograficzny. Na zakończenie proszę powiedzieć więc czy będzie można zobaczyć gdzieś w najbliższym czasie wystawę zdjęć z ostatniej wyprawy?

- Na pewno wystawa taka odbędzie się w Gdyni w Centrum Gemini, w dniach 16-18 marca w ramach Kolosów - Ogólnopolskich Spotkań Podróżników. Wszystkich oczywiście serdecznie zapraszam.

Rozmawiała Joanna Jank