Michał Kochańczyk na szlaku przygody

email
zaawansowane wyszukiwanie

Felieton Edyty Stępczak

Felieton napisany wiosną 2000 roku przez Edytę Stępczak ze Starego Bojanowa w Wielkopolsce, jako wypracowanie w ramach studiów dziennikarskich.

Mieszkanie przy ulicy Drożyny w Gdańsku Oliwie jest drugim domem dla kilkuset najbliższych przyjaciół Michała. Cztery pokoje, łazienka i kuchnia pachną wielkim światem. Formalnie dom Michała jest przy Drożyny, ale jako kosmopolita wszędzie czuje się jak u siebie. Szczególnym sentymentem darzy Amerykę Południową. Michał Kochańczyk urodził się w maju 1950 r., ma starszą siostrę Zofię. Ukończył ekonomię na Uniwersytecie Gdańskim - dla komfortu psychicznego rodziców, jak mówi - i afrykanistykę w Warszawie. ten kierunek studiował z przekonania i z pasją.

Człowiek renesansu

Jest podróżnikiem, globtroterem, alpinistą, kierownikiem wypraw, instruktorem wspinaczki skałkowej, instruktorem alpinizmu, przewodnikiem, prezesem Klubu Wysokogórskiego "Trójmiasto". Sam do tej listy dodaje z uśmiechem, zachowując zdrowy dystans wobec siebie: "wzorowy parafianin". Oprócz tego zajmuje się pisywaniem do gazet z przeróżnych dziedzin- od gastronomii po podróże. Aktywnie udziela się w Towarzystwie Opieki nad Zwierzętami, o czym świadczą dyplomy na ścianach.

Jest człowiekiem renesansu - z barokową fantazją. Fascynuje go fotografia, filmowanie, informatyka, historia, morze- pierwsza wielka pasja, zabytkowa architektura, ale głównie człowiek. Bez wzglądu na kontynent, szerokość geograficzną, na której się znajduje, to człowiek jest centralnym obiektem fascynacji Michała. Stąd imponująca ilość przyjaciół i znajomych na całym świecie. Spontaniczność i życzliwość Michała przyciąga ludzi jak magnes. Sugerują to już proporcje skrzynek pocztowych na drzwiach domu - Michałowa najobszerniejsza i zawsze pełna. Michał prowadzi "otwarty" dom. - Ludzie wpadają na herbatę, kiedy widzą zapalone światło w kuchni- mówi gospodarz. Ma opinię człowieka, na którego można liczyć, osoby niesłychanie energicznej, operatywnej, z legendarnym poczuciem humoru i rzadką umiejętnością zarażania innych optymizmem w najtrudniejszych sytuacjach. - Michał jest dobrym człowiekiem - w tym zawiera się wszystko - twierdzi przyjaciel, Marcin Łuczak. - Mogę powiedzieć o Michale same dobre rzeczy. Jest bardzo przyzwoitym człowiekiem, z serce. Cenię to, że można na niego zawsze liczyć. Wiem, że mogę zadzwonić w nocy i powiedzieć: "Michał, potrzebuję tego i tego." Gdyby tu był, zaczerwieniłby się. można się o nim wyrazić w samych superlatywach- Marek Mazur, przyjaciel Michała od wielu lat.

Dla mnie niesamowite jest to, że traktuje równo wszystkich swoich znajomych. Nigdy nie dał mi odczuć, że to, co ja chcę mu powiedzieć, jest mniej ważne od słów prezydenta Gdańska, konsula Danii, dziekana uniwersytetu, marszałka sejmu, szefów TV, czy innych jego znajomych.

Herbatka u prezydenta

Poznałam Misia - to login Michała w poczcie internetowej - na Przeglądzie Filmów Górskich w Lądku Zdroju w 1997 r. Prezentował swój film - reportaż z gdańskiej wyprawy na Annapurnę, szczyt ośmiotysięczny w Himalajach Nepalu. Zrobił na mnie ogromne wrażenie. Był otwarty i życzliwy. Przytłaczał mnie na początku wielki świat, o którym mówił, ale z czasem Michał przekonał mnie, że tylko ode mnie zależy, czy będę częścią tego świata. To motywuje, ale nadal codzienność Michała zaskakuje mnie swoją niezwykłością, Jak podczas spaceru na Długiej w Gdańsku, kiedy zapytał: "Masz ochotę na herbatę u prezydenta miasta?". Albo którejś niedzieli, po mszy przed kościołem, kiedy zaproponował przywitanie się z b. prezydentem Wałęsą, z którego żoną chciał omówić sprawę pomocy dla domu dziecka.

Egzotyczne cztery kąty

W mieszkaniu przy Drożyny panuje artystyczny nieład, nie dający się okiełznać. To mieszkanie sprawia wrażenie, jakby żyło własnym życiem. Często jest przedmiotem anegdot wśród przyjaciół. Z każdego kąta wyłania się kawał świata. Spod łóżka wystaje sprzęt wspinaczkowy, na stołach slajdy z podróży czekają na kolejne prelekcje. Wszechobecne książki dawno już "wyszły" z regałów książkowych i piętrzą się tam, gdzie się da, czyli wszędzie. Pamiątki różnego rodzaju zalegają w pokojach i kuchni. - Te dzwoneczki są z Meksyku, te z Kaszmiru, tez Tajlandii, a tamte z Chin- objaśnia Michał, potrząsając malowniczymi dzwonkami, wydającymi całą gamę dźwięków. Na ścianach plakaty z himalajskimi olbrzymami - pamiątki z wypraw alpinistycznych. Klimat tego mieszkania przyciąga. Siadamy w kuchni przy dużym drewnianym stole przywiezionym ze schroniska nad Morskim Okiem w Tatrach. Wcześniej odgarniamy z niego stosy korespondencji. Pijemy herbatę z ogromnych kubków i rozmawiamy. O czym? O problemach ze sponsorami na następną wyprawę Michała, plotkujemy na temat środowiska wspinaczkowego, planujemy kolejne wyjazdy. Wątek co chwilę przerywa dźwięk telefonu. Ludzie dzwonią z całego świata- spytać, co nowego, prosić o pomoc. Michał wyjaśnia, instruuje, udostępnia kontakty. Zawsze bardzo ucieszony telefonem, jednak grzecznie informuje: "Mam przemiłego gościa, oddzwonię później". Uprzejmie przeprasza i wracamy do rozmowy - do kolejnego telefonu. Michał jest wspaniały gawędziarzem. Na opowieściach o tym. jak Chińczycy pozbawili jego i pozostałych uczestników wyprawy w Pamir paszportów, jak zaginął bagaż tej wyprawy na którymś z lotnisk, o spotkaniu oko w oko z pumą w dżungli itp. mijają nam długie godziny.

"Sto lat" na polanie

Do kanonu corocznych kultowych imprez należy majowe ognisko na polanie w lesie nieopodal domu przy Drożyny. To urodziny Michała. Na polanie, bo nawet tak przestronne mieszkanie nie mieści grona kilkuset Krewnych-i-Znajomych jubilata. Wiele wśród nich barwnych i nietuzinkowych postaci. Różnią je: pasja, zawód, wiek, wykształcenie, doświadczenia; łączy osoba Michała. Ten fakt najlepiej odzwierciedla jego wszechstronność. Bardziej od dyplomów i odznaczeń ceni doświadczenia, które zdobywa podczas niezliczonych tułaczek, wędrówek, wypraw, przygód. Jednak i o tych warto wspomnieć. Do najbardziej znaczących należą: srebrny i brązowy medal za wybitne osiągnięcia sportowe, medal za wybitne osiągnięcia andynistyczne - jako jedyny otrzymał taki dwukrotnie. Michał sprawia jednak wrażenie, jakby dyplom za uratowanie kota czy laurki szkolne za prelekcje slajdów były dla niego ważniejsze. Ujmujące jest to, że z tym samym zaangażowaniem i troską mówi o zaprawach zimowych i organizowaniu wypraw w najdalsze zakątki kuli ziemskiej. Zmęczony przygotowaniami do wyprawy na Kongur Shan w Pamirze zwierzył się: "Marzy mi się kilka dni na naszych Mazurach". Pod względem przeżyć i wrażeń wyjazd z grupą młodzieży na spływ kajakowy Czarną Hańczą i wyprawa na ośmiotysięczny szczyt w Himalaje są dla Michała tożsame. Przedsięwzięcia o randze światowego wyczynu sportowego czy eksploracja dzikich rejonów Ziemi nie przyćmiły jego miłości do włóczęgostwa po polskich górach, lasach, czy wodach. Według niego podstawą jest to "z kim", niż "dokąd" wyjeżdża.

Na miano obieżyświata z pewnością zasługuje. Lista miejsc, które odwiedził, wypraw, w których brał udział jest imponująca. Nie sposób wymienić wszystkich, wybrałam tylko niektóre z nich:

- afrykańska wyprawa land roverem od Tunisu przez Saharę do Kamerunu;

- kierowanie wyprawą w Himalaje Garhwalu w Indiach (pierwsze polskie wejście na Bhaghirathi II- 6512m i Srikajlas - 6930m);

- wyprawa w peruwiańskie Cordillera Vilcanota (pierwsze polskie wejście na szczyt Auzangate - 6372m);

- udział w wyprawie do preinkaskich ruin Gran Pajaten w Amazonii; przeprawa przez dżunglę;

- kierowanie wyprawą do Peru, wspinaczki w Cordillera Blanca; kopanie złota w Amazonii;

- udział w wyprawie na Fitz Roy - 3415m w Patagonii, zdobycie szczytu nową drogą, - wejście na Aconcagua - 6960m;

- udział w wyprawie na Cho Oyu- 8202 m w Himalajach Nepalu;

- udział w wyprawie na Nanga Parbat - 8125m;

- rejs żeglarski Mar del Plata;

- zdobycie Mt. McKinley - 6192 m na Alasce;

- kierowanie zespołem sportowym na wyprawie na Langtang Lirung - 7231 m w Nepalu;

- ponowne zdobycie Aconcagua; włóczęga po Patagonii;

- podróż po Pustyni Namib, przemierzenie Kalahari, spływ rzeką Zambezi, safari w Parku krajobrazowym Etosha w Namibii;

- kierowanie wyprawą na Annapurnę - 8091m;

- kierowanie wyprawą na Spitsbergen;

- zastępca kierownika wyprawy na Kongur Shan 7719 m;

W myśl zasady, którą wyznaje Michał: "trochę ruchu dla leniuchów" i wciąż niezaspokojonej ciekawości świata, ciąg dalszy z pewnością nastąpi.

Edyta Stepczak