Michał Kochańczyk na szlaku przygody

email
zaawansowane wyszukiwanie

Michał Lewandowski - "Trójmiasto" - 26 lutego 2003

Wywiad przeprowadzony w dniu 26 lutego 2003 roku przez Michała Lewandowskiego dla "Trójmiasta", lokalnego wydania "Gazety Wyborczej", z okazji V Ogólnopolskiego Spotkania Podróżników w Gdyni.

Dzis początek gdyńskich spotkań podróżników. O podróżach małych i dużych rozmawiamy z Michałem Kochańczykiem.

Michał Lewandowski: W Pańskim życiorysie przeczytałem, że już w wieku czterech lat wybrał się Pan na pierwszą samotną wyprawę. Pamięta Pan to zdarzenie?

Michał Kochańczyk: Pamiętam. Ta moja eskapada weszła do rodzinnej legendy. Mieszkałem tu gdzie teraz , Oliwie, na granicy z Wrzeszczem. . Było lato. W domu dokuczyła mi opiekunka, i musiałem koniecznie iść poskarżyć się mamie. W tamtych czasach tory tramwajowe biegnące koło mojego domu prowadziły aż do pętli w Sopocie, koło której pracowała moja mama. Droga nie była więc skomplikowana. Oczywiście moje "dokonanie" wzbudziło powszechne przerażenie w rodzinie, wszyscy mnie szukali. Wreszcie znalazła mnie mama, gdy dotarłem prawie na miejsce.

A kiedy zaczął Pan myśleć o podróżowaniu "na poważnie". Był jakiś przełomowy moment?

- Nie można powiedzieć, że przyszedł jakiś konkretny dzień czy wydarzenie i postanowiłem zostać podróżnikiem. To, że nim zostałem wynikało z klimatu jaki zawsze panował w moim domu. To był dom pełen ciepła, ciekawych książek i bardzo aktywny. Jeszcze z rodzicami dużo podróżowaliśmy, jako młody chłopak jeździłem z całą rodziną na spływy kajakowe czy w góry. Spanie pod namiotem było dla mnie normalną formą aktywnego spędzania wolnego czasu. W okresie szkoły średniej wypływałem na ambitne bałtyckie rejsy. Podczas studiów zacząłem aktywnie wspinać się. Najpierw były Tatry, później coraz wyższe góry i tak coraz dalej.

Co robi podróżnik kiedy nie podróżuje?

- Oj, to sprawa bardzo indywidualna, każdy robi coś innego. Są tacy podróżnicy, którzy w "normalnym" życiu mają swoją, często wysoką, pozycję i po prostu wracają do swoich zajęć. Ja przede wszystkim czuję się alpinistą. Gdy nie wyjeżdżam jestem instruktorem alpinizmu, prowadzę obozy wspinaczkowe, piszę artykuły do różnych gazet, sprzedaję zdjęcia z moich wypraw, realizuję filmy itd. W pewnym sensie żyję z podróży. Teraz np. przygotowuję cykl albumów opisujących różne części świata, ilustrowanych moimi zdjęciami. Pierwszy będzie dotyczył Ameryki Południowej, mam nadzieję, że ukaże się w kwietniu tego roku. Będę również prowadził wykłady fakultatywne na Wydziale Administracyjnym Akademii Morskiej w Gdyni.. Zajęć mi nie brakuje.

Co Pana interesuje poza podróżami?

- Największą frajdę sprawia mi chyba dobra lektura. Lubię kajaki, żeglarstwo, teatr fotografię – tylko żal, że nie ma czasu na wiele innych zainteresowań. . Mam też ogródek przydomowy i działkę, zaniedbane trochę, ale od czasu do czasu się nimi zajmuję.

Z kim Pan najchętniej podróżuje?

- Wyznaję zasadę, że lepiej pojechać z fajnymi ludźmi na Kaszuby, niż z przypadkowymi na Mount Everest. Wyprawa to musi być zespół ludzi, którzy do siebie pasują. Dlatego zawsze podróżuję w gronie przyjaciół, osób sprawdzonych. To nie jest specjalnie trudne, bo w środowisku górskim czy podróżniczym nikt nie jest anonimowy.

Jest takie miejsce na świecie, do którego jeździ Pan najchętniej?

- Każda część świata ma jakieś swoje uroki i jest wyjątkowa. Ale gdybym miał wskazać miejsce, w którym dobrze się czuję, to chyba byłaby Patagonia.

Rozmawiał Michał Lewandowski