Michał Kochańczyk na szlaku przygody

email
zaawansowane wyszukiwanie

Moja przygoda i podróż z ekslibrisem

Z racji tego, że umieściłem mój ekslibris na swojej stronie, poprosiłem Krzyśka Kmiecia, autora ekslibrisu, by napisał trochę o swojej pasji. I takie opowiadanie, napisane przez Krzyśka, dostałem w listopadzie 2008 roku.

 Krzysztof Kmieć z największą dotąd
wydaną książką o Jego ekslibrisach
"Ekslibrisy farmaceutów".
fot. Katarzyna Wielgosz

Moja przygoda i podróż z ekslibrisem trwa już ponad 22 lata. Żartując i "rozmieniając to na drobne" to dokładnie 8000 dni. Nawiązując do Juliusza Verne'a, to trochę dłużej niż podróż Fileasa Fogga dookoła świata. Celowo napisałem, że to też podróż, ponieważ w tym czasie sam wiele wędrowałem po świecie i te egzotyczne podróże w bardzo wielu przypadkach były inspiracją do powstania licznych ekslibrisów. Jak choćby tego pierwszego wykonanego dla przyjaciela z globtroterskiej ścieżki; Andrzeja Urbanika. Wykonałem go na jego imieniny po powrocie z odległej Indonezji, Birmy, Tajlandii i Indii. Był on wykonany techniką cynkotypii kreskowej - P1. Ta odchodząca już dzisiaj do lamusa technika w roku 1985 miała się zupełnie dobrze. Ekslibris wykonywałem piórkiem i tuszem, na białym papierze i następnie w drukarni na tej podstawie wykonywano kliszę cynkową. Technika ta polegała na naświetlaniu światłoczułej, pokrytej alkoholem poliwinylowym blachy cynkowej i jej trawieniu w kwasie. Z reguły rysunek był większy, a drukarnia wykonywała mniejszą kliszę wg zadanego wymiaru. To podnosiło ostrość i wyrazistość rysunku i odbitego później ekslibrisu. Kilka razy w ramach eksperymentu łączyłem cynkotypię z papierorytem. Rysunek wydrapywałem wtedy na zamalowanym tuszem, dobrym papierze kredowym przy pomocy igły i chirurgicznego skalpela. Tą techniką wykonałem w ciągu 4 lat niewiele, bo nieco ponad 50 ekslibrisów.

 
Powyżej ekslibrisy Krzysztofa Kmiecia upamiętniające naszych wybitnych alpinistów:
Wandę Rutkiewicz, Andrzeja Zygmunta Heinricha "Zygę" oraz Jerzego Kukuczkę.

 

 Ta złota płytka to przykład cynkorytu.
fot. Katarzyna Wielgosz

Obcinki takich samych klisz cynkowych, które w drukarni były odpadem przeznaczonym na złom posłużyły mi do wykonania cynkorytów oznaczonych w nomenklaturze ekslibrisowej jako - X5. Rysunek ryłem na blasze dobrze zaostrzoną igłą i następnie trawiłem pod digestorium rzadkim kwasem azotowym, zmieszanym z wodą, w proporcji 1:15. Ptasim piórkiem likwidowałem banieczki wydobywających się gazów, aby nie niszczyły krawędzi rysunku. I w ten sposób powstało ponad 120 ekslibrisów. Niestety - niebezpieczny dla oczu incydent zmusił mnie do natychmiastowej zmiany techniki. I stał się nią na lata i do dzisiaj stosowaną techniką, linoryt - X3. Na początku wykonałem kilka ekslibrisów na dostępnym wtedy dla mnie linoleum dwuwarstwowym. To pozwoliło na wykonanie bardzo wyrazistych i kontrastowych ekslibrisów przy pomocy skalpela chirurgicznego, którym wycinałem rysunek w górnej warstwie linoleum. Warstwę tę, o równej krawędzi, odrywałem później pęsetą. Tak powstało zaledwie kilka ekslibrisów o dosyć dużej powierzchni. Następne ekslibrisy powstawały już na klasycznym, jednowarstowym linoleum, o różnych stopniach gładkości, niejednokrotnie niezbyt doskonałej, co powodowało powstawanie w trakcie druku "łysin" na odbitkach. Obecnie dzięki uprzejmości firmy "Gamrat" z Jasła dysponuję idealnie gładkim linoleum, co znacznie podnosi jakość odbitek. Do rycia w linoleum używam niewielkich dłutek stalowych, przypominających do złudzenia dawne stalówki maczane w atramencie i służące do pisania w szkole. Zresztą dłutka te są oprawione w moje obsadki, które zachowały się jeszcze z czasów szkolnych.

Pomysł ekslibrisu nanoszę pisakami spirytusowymi lub klasycznym piórem z atramentem na płytkę linolem. Czasem jest to pełny rysunek, a czasem zaledwie kilka kresek, które pozwolą później dokomponować całość. Czasem projektuję ekslibris na papierze i następnie przy pomocy folii transparentnej i starej kalki maszynowej przenoszę specjalnym rylcem na płytkę. Na końcu całość kompozycji dopełniam swoim znakiem firmowym tzw. gmerkiem. To dwie inicjałowe litery "K" w lustrzanym odbiciu. Każde miejsce jest dobre do zaprojektowania ekslibrisu. Tym bardziej, że pocięte płytki linorytnicze i pisaki mam zawsze przy sobie. Płytki linoleum nie są jednorodne kolorystycznie i zawierają wiele nieregularnych kształtów, których wizerunek czasem układa mi się w prawie gotowy pomysł i rysunek. Niewielka korekta pozwala go przekształcić w projekt ekslibrisu. Zdarza się nieraz, że obcięte kawałki linoleum, które są odpadkami po wykonaniu ekslibrisu układają się w jakiś fantazyjny kształt, który stanowi nowy ekslibris. Wystarczy je tylko nieco skorygować i nakleić na dodatkowe linoleum. Przy projektowaniu muszę oczywiście pamiętać, że wszystko musi być narysowane na płytce w lustrzanym odbiciu. Zwłaszcza na początku musiałem pilnować napisów. Teraz po latach piszę swobodnie w obydwie strony, nie sprawdzając już poprawności tekstu. Zdarzyło się wiele lat temu, że w elslibrisie dla kolegi, niemieckiego globtrotera narysowałem globus z kontynentami tak, jak go widziałem . Po odbiciu ekslibrisu zorientowałem się o popełnionym błędzie. Afryka leżała w Ameryce Południowej, a Ameryka w Afryce. A poprawki już nie dało się wykonać. Tak mnie to zirytowało, że wykonałem drugi, inny ekslibris dla kolegi, z którego był bardziej zadowolony.

Biały kiedyś fartuch laboratoryjny jest bardzo ubrudzony
czarną farbą i czasem żartuję że "popołudniami pracuję
na czarno".
fot. Katarzyna Wielgosz

Na początku działalności, odbitki wykonywał dla mnie zaprzyjaźniony drukarz. Oczywiście na dłuższą metę byłoby to niemożliwe i obecnie drukuję na własnej małej prasie dociskowej, o niewielkiej powierzchni wysuwanego wózka, o wymiarach zaledwie 15x15 cm. Ale do ekslibrisu to w zupełności wystarcza. Typograficzną czarną farbę dokładnie rozprowadzoną wałkiem fotograficznym na grubej szybie nanoszę na płytkę linorytniczą i odbijam na papierze. Po długim czasie poszukiwań pozostaję przy białym papierze do drukarek kolorowych Neusiedler o zwiększonej gramaturze 100 g. Jest on wcześniej pocięty przez introligatora na tzw. użytki o 10 różnych wymiarach. Pojedyncze egzemplarze ekslibrisów drukuję na specjalnych papierach o większym wymiarze, a taka odbitka z reguły jest oprawiana przez właściciela ekslibrisu w ozdobne ramki. Ekslibris źle lub niedokłanie odbity wędruje do kosza. Odbitki wykonuję w miniaturowej pracowni w podziemiach Wydziału Farmaceutycznego w Krakowie. Biały kiedyś fartuch laboratoryjny jest bardzo ubrudzony czarną farbą i czasem żartuję że "popołudniami pracuję na czarno". Tutaj warto przypomnieć starą zasadę Towarzyszy Czarnej Sztuki Drukarskiej. Możesz być "upaćkany" farbą po łokcie, ale odbitka musi być czysta. Każda odbitka ekslibrisu jest sygnowana ołówkiem, opieczętowana na odwrocie i zawiera takie informacje jak: nazwisko i imię autora, rok powstania, technikę wykonania i numer opus w moim katalogu. Z braku prasy można przy dużej wprawie drukować ekslibrisy przy pomocy łyżeczki do herbaty lub kostki introligatorskiej. Tak właśnie się działo podczas warsztatów ekslibrisowych dla uczniów i nauczycieli w Tarnowie.

Wybrane ekslibrisy przysłane przez Krzysztofa Kmiecia. Krzysztof wykonał tytaniczną robotę,
stworzył ponad 2500 ekslibrisów.

Chociaż linoryt jest moją podstawową i ulubioną techniką, to w ciągu tych lat próbowałem różnych technik. Wykonałem ołowioryt - X4, drzeworyt sztorcowy - X1, akwafortę - C3, ekslibrisy na ćwiartce płyty kompaktowej i kawałku potłuczonej, czarnej płyty analogowej, spienionego PCW zaliczane do plastikorytu - X6. Ale prawdziwą ciekawostką jest ekslibris - jedyny w świecie - wykonany na kawałku soli wielickiej, który nawet nie ma międzynarodowego oznaczenia i został zakwalifikowany jako technika własna - TW.

Od wielu lat, pod koniec każdego roku wykonuję tą samą techniką tzw. PF-ki - prywatne kartki z liczbą kolejnego roku i życzeniami noworocznymi Pour Feliciter. Rozsyłam je do wielu moich przyjaciół, nie tylko ekslibrisowych.

Krzysztof Kmieć